Reminiscencje – windsurfing na jeziorze sławskim
Ślizgi na sławskim są naprawdę przyjemne. Zarówno umiejscowienie spotu (w miejscu gdzie prawie niezależnie od wiatru zawsze równie łatwo odejść jak i wrócić chyba, że mamy pecha na totalną odkrętkę, co i mnie się przydarzyło między burzami), jak i główne kierunki wiatru są tutaj wyjątkowo atrakcyjne. Słowem, wszystko super, należy jedynie uważać na top masztu…ale o tym za chwilę.
Start
Warunki zejścia na wodę są też więcej niż dogodne. Startować można po lewej bądź prawej stronie pomostu, który w tym roku był już niestety bardzo zniszczony (zasadniczo znajduje się już tam zakaz wstępu ale przy odrobinie uwagi można spokojnie wchodzić). Zejście po obu stronach piaszczyste, z tym że po prawej stronie kończy się ono nagłym uskokiem mniej więcej przed końcem pomostu. Zejście po lewej stronie pomostu pozwala na wejście w wodę przez około 20m (do wysokości pomostu równomiernie opada i pozwala na bardzo dogodny start z wody) i taka płycizna ciągnie się nawet dalej wzdłuż brzegu więc spokojnie można tutaj lądować na „poprawki” w razie potrzeby bez przybijania do brzegu.
Charakterystyka spotu Victoria Radzyń jest naprawdę przednia i już sam opis z jednej ze stron klubowych bywalców zachęca do śmigania przy różnych wiatrach.
Główne kierunki wiatrów
Zdecydowanie najlepszym kierunkiem jest północno-zachodni. Wiatr wtedy wieje wzdłuż jeziora i tworzą się całkiem mile falki, raczej na lewy hals, ale można złapać tez na prawy.
Drugim dobrym kierunkiem jest odwrotny, czyli południowo-wschodni. Wiatr wieje też wzdłuż jeziora tylko z prawej strony, nie jest to tak dobry kierek jak NW ale też można popływać.
Wszelkie odkrętki tych kierunków powodują coraz gorsze warunki, przy południowo-zachodnim wiatr wieje w plecy więc nie opłaca się pływać. Przy zachodnim wiatr wieje tylko na połowie po drugiej stronie, wiec jest ciężko wypłynąć, ale za to jak już wypłyniemy, to mamy jedne z najlepszych fal na Sławskim. Powstają całkiem duże i bardzo strome fale, im bliżej drugiego brzegu tym lepsze, ale zdecydowanie tylko na lewy hals.
Przy wietrze północnym i północno-wschodnim jest szkwaliście i nierówno, ale za to możemy się cieszyć najdłuższymi halsami pływając wzdłuż jeziora.
Wystarczy, że powieje tak trochę ponad 4 Bft i…jest przyjemnie.
Pierwszych kilka dni niestety było bezwietrznych. Za to jak powiało w sobotę to był mały test sprzętu i…złamał mi się maszt. Całe szczęście top nie rozdarł kieszeni i mogłem na równym halsie wrócić. Mina jednak mi zrzedła bo ani to miejsce (najbliższe sklepy surfowe odległe o kilometry), ani czas w budżecie rodzinnym (pod koniec wakacji, spłukani na turnusy) ale wsparcie mojej kochanej Lusi sprawiło, że zacząłem mieć nadzieję, że może jeszcze popływam w tym sezonie.
Ponadto, okazało się, że znajomy przebywający z nami na turnusie, który jest zapalonym muzykantem stwierdził, że chętnie wykorzystałby złamany top masztu jako instrument!? Gdybym go nie znał nie uwierzyłbym ale facet potrafi zrobić instrumenty z najdziwniejszych rzeczy więc dlaczego nie maszt? Z topu powstało więc całkiem przyzwoite didgeridoo, które śmiga teraz nie gorzej niż jego wcześniejsze. Jakby tego nie ująć, powietrze będzie dalej na nim grało ale teraz już trochę inaczej 😉
A ja, dzięki poradzie i pomocy lokalnego surfera – Michała (Michale, serdeczne dzięki za poradę i pomoc w dotarciu na miejsce, choć pewno tego nie przeczytasz), dowiedziałem się o sklepie w Lesznie , który okazał się być całkiem dobrze wyposażony, również w używany sprzęt i z fachową obsługą. Udało mi się w bardzo rozsądnej cenie nabyć tak używany maszt (Infinity Excellent Series 75% 460/25, jak i starczyło na żagiel (Severne Focus 7.5).
Zestaw okazał się całkiem przyzwoity i po małej przeróbce bomu (mój okazał się 210 cm, a potrzebowałem ponad 214 cm do nowego żagla ale udało się) z nowootaklowanym pędnikiem czekałem już tylko na wiatr.
Severne okazał się bardzo wybaczający i…dość stateczny (to akurat mi nie odpowiada) za to całkiem ładnie opina się na nowym maszcie. Będę musiał jednak zakupić bom do tego kompletu, taki z prawdziwego zdarzenia bo moja nawiercana prowizorka przy 5.5 Bft już zaczynała trzeszczeć.
Przyjemność z nowego zestawu była jednak tak wielka, że wykorzystałem halsy tego dnia do maksimum.
Musiał się Marcinek sporo napatrzeć na to jak tatuś zmaga się z wiatrem i następnego dnia, gdy zobaczyłem go w takiej pozie uczepionego kabla przyklejonego do latarni, nie miałem wątpliwości, że nie chodzi mu bynajmniej o urwanie go, lecz on najzwyczajniej…surfował. Brawo Marcin! Wszystko przed tobą.
Brak komentarzy »
RSS dla komentarzy do tej pocztówki. TrackBack URL