Oli Extravergini d’Oliva italiani
Włochy przyciągały nas już nie raz swoim czarem, na który składają się malownicze krajobrazy, ciepły klimat, wyborna kuchnia i…pewność, że żadnego z tych elementów nie zabraknie. Problemem jest jedynie fakt, że Włochy to strefa Euro więc najczęściej koszta takich wakacji nie są niskie (ale o tym też wiedzieliśmy nie od dziś). W tym roku jednak udało nam się trafić w opcję „niskobudżetową” z zakwaterowaniem, które nie było wcale droższe niż w Polsce! Zaciskając pasa można więc było cieszyć się pełnią wakacji i chłonąć piękno tej ziemi.
Włochy nie rozczarowały nas. Tym razem odwiedziliśmy chyba niezbyt rozreklamowaną, choć wcale nie małą, prowincję – Emilia Romagna (ok. 100km na południe od Wenecji) i muszę przyznać, że spokojna dzielnica oraz fakt, że praktycznie brak było tam obcokrajowców (głównymi odpoczywającymi są sami Włosi) sprawił, że mogliśmy naprawdę „wtopić się” w klimat Włoch nie tych „na sprzedaż” ale zwyczajnych – z gwarnymi restauracjami późnym wieczorem, siestujących w godzinach dla nas Polaków nie pojętych, spieszących wariacko na drogach ale zwalniając całkiem tempa w rozmowach przy stole, przy którym spędzają bodaj większość życia (poza pracą i seksem 😉 ). Życie w tempie włoskim jest jednak chyba spokojniejsze niż w Polsce.
Zasadniczo nie przemęczaliśmy się podróżowaniem. Stacjonowaliśmy w jednym miejscu i jedynie plaża była w miarę stałym elementem.
Zdarzały się jednak wycieczki do Ferrary, Bolonii, Florencji (zainteresowanym bliżej perełką tego miasta czyli kopułą katedry Duomo szczerze polecam bodaj najbardziej wyczerpującą informację na ten temat w tym tekście) czy nieodległego Comacchio.
O wiele chętniej jednak spędzaliśmy chwile na rowerze, na którym czuliśmy się całą piąteczką wspaniale. Pomimo sporego upału jazda na rowerze okazywała się być wybawieniem, serwując nam orzeźwiającą bryzę i wolność przemieszczania się w miejsca gdzie piechotą byłoby za daleko, a do auta nawet się wsiadać nie chciało. Dotrzeć też oczywiście mogliśmy również w miejsca ciekawe gdzie samochodem byśmy nie dojechali.
Muszę przyznać, że nasze liski bez wyjątku dobrze zniosły długą podróż w obie strony oraz wszystkie trudy związane z przemierzaniem kilometrów w trakcie zwiedzania miast. Z taką paczką można naprawdę zdobywać świat! No to co w przyszłym roku? Kieszeń pokaże 😉 Niestety dziury po tych wakacjach pozostały w niej spore…(po drodze trafiła nam się jeszcze wymiana sprzęgła…niezbyt miła to rzecz dla budżetu rodzinnego).
Dobrą atmosferę, jak zwykle tak i w tym roku, zapewniło towarzystwo, w którym odwiedziliśmy ziemię włoską. W tym roku skład był całkiem pokaźny bo 12 dzieci + 12 dorosłych, czyli 24 osoby (to już mała grupa wycieczkowa), a był moment, gdy na plaży spotkaliśmy jeszcze naszych innych wspólnych znajomych, że było nas razem 28 osób 🙂 Powiem tylko, że gdyby nie szeroki kąt w obiektywach „kitowych” to zdjęcia grupowe mogłyby być wyzwaniem.
Reasumując: wspaniała pogoda, przyjemna okolica, przepyszna kuchnia, dobra atmosfera i ruch na rowerze – to były w tym roku gwaranty dobrych wakacji. Resztki wątpliwości niech rozwieje promienny uśmiech Marcinka.
Brak komentarzy »
RSS dla komentarzy do tej pocztówki. TrackBack URL