Krynica 110%
Dokładnie tydzień temu dobiegł końca turnus neurologopedyczny z Elfem w Krynicy Górskiej. Wbrew zapowiedziom nie było nawet czasu by zdawać relacje z tego co się działo w trakcie jego trwania. W dużej mierze stało się tak dlatego, że moja koncepcja odpoczynku bierze pod uwagę jedynie ruch i aktywne spędzanie czasu (oczywiście wziąłem ze sobą książkę…tja), a harmonogram zajęć nie pozostawiał prawie żadnego marginesu na nudę w takim układzie.
Być może żyłbym spokojniej z kawką w ręku, dzieckiem na terapii i sporą ilością czasu na lekturę na balkonie gdyby nie to, że jednak bardzo zależało mi by być obecnym na terapiach z Marcinkiem, a tzw. „czas wolny” w zupełności wypełniał mi aktywny wypoczynek na rowerze wspólnie z Cysiem. Najlepszym przykładem tego jest to, że dopiero w ostatni dzień turnusu, po raz pierwszy wyszedłem z Cysiem „w miasto” (nie licząc wyjścia niedzielnego na mszę i do Parku Zdrojowego z odwiedzającymi nas na weekend liskami).
Terapeutyczną część turnusowego czasu wypełniały nam następujące zajęcia:
- logopedia,
- regulacja ustno-twarzowa Castillo Morales,
- czytanie metodą symultaniczno-sekwencyjną prof. J. Cieszyńskiej,
- terapia pedagogiczna,
- AAC – komunikacja alternatywna,
- terapia ręki,
- aquaterapia,
- logorytmika.
Mogę śmiało powiedzieć, że wszystkie spotkania z terapeutami Marcinek wykorzystał w pełni. Nieliczne chwile jego słabości czy rozkojarzenia wyłapywane były natychmiast i tak ukierunkowane by nakłoniły go do pracy. W tym miejscu, poza powszechnym dla większości „elfowej” kadry profesjonalizmem, za nadzwyczajną w tej kwestii czujność, serdeczność i okazywane Cysiowi serce, podziękowania należą się prowadzącym jego rehabilitację terapeutom, Paniom: Dominice, Marioli, Annie, Anecie, Magdalenie, Katarzynie, Dorocie (kolejność nie ma tutaj znaczenia). To dzięki nim Marcinek dał radę tak bardzo wykorzystać swój potencjał w ciągu tych dwóch tygodni. A kto z Cysiem choć raz pracował wie, że choć jest wdzięcznym dzieckiem, to bardzo wymagającym atencji, czujności i ciągłej zmiany ćwiczeń, niezależnie czy ćwiczy język, umysł, ręce czy oswaja się z wodą.
Dobry terapeuta zawsze ma kilogramy materiałów dla Cysia, który się szybko nudzi 😉 (logopedia)
Już w przypadku wcześniejszego turnusu w czerwcu Lusi pisała, że Cysiek to mały cyborg i nie mogę nie potwierdzić tych słów również i teraz, patrząc z perspektywy tych dwóch tygodni, jak dzielnie i aktywnie uczestniczył w zajęciach, zawsze rozpoczynając dzień od basenu, by nawet po tym (a dobrze wszyscy wiemy jak przebywanie w wodzie potrafi organizm rozluźnić i rozleniwić, a on dodatkowo 30-minutowe zajęcia zawsze przedłużał o podwodne zabawy) dzielnie stawiać czoła wyzwaniom kolejnych zajęć, a były one nierzadko spore.
Marcinek wraca wiec z turnusu z nowymi umiejętnościami, wspaniale wyćwiczonymi w codziennych spotkaniach z terapeutami. Jako jeden z większych sukcesów możemy uznać bardzo ładnie artykułowane (już coraz częściej samodzielnie, niewywoływane przez uciśnięcie środka języka paluszkiem) „K” w zbitkach z samogłoskami: „KU”, „KA”, „KE”, „KY”, „KI”, „KO”.
Nawet w trakcie naszych wypadów rowerowych ochoczo prezentował swoje nowe możliwości, a ja z przyjemnością odnotowywałem ten sukces.
Po zimowej edycji turnusu z Elfem (liczę na to, że opis jeszcze jakiś Lusi wstawi) Marcinek zaczął z powodzeniem pracować bardziej intensywnie nad umiejętnością czytania z materiałami według metody prof. Jagody Cieszyńskiej. Również i tym razem w ruch poszły znane nam książeczki. Mamy nadzieję kontynuować tą część edukacji Marcinka również po powrocie z turnusu w spotkaniach z terapeutką, która odwiedza Cysia dwa razy w tygodniu. Połączona z elementami terapii pedagogicznej, nauka czytania „metodą Cieszyńskiej”, daje u Marcinka naprawdę fajne efekty.
Odwrotnie proporcjonalnie do klasy teamu terapeutycznego Elfa miała się klasa i jakość zaplecza ośrodka w którym przebywaliśmy – ORW Panorama. Choć obsługa, szczególnie na sali jadalnej, w większości starała się jak mogła, to baza jaką dysponuje ośrodek to „późny Gierek”. To się tyczy również tych części, które z racji sanitarnej powinny już dawno przejść kapitalny remont, jak np. basen, który straszył pleśnią w szatniach i mętną wodą. Gwoździem do trumny była sytuacja z przedostatniego dnia pobytu kiedy to okazało się, że na stole ponownie pojawiło się zeschnięte ze starości pieczywo. Jednak podawane już od kilku dni nie wytrzymało próby czasu i…pokryło się pleśnią! Należało starannie dobierać jadłospis tak by wybierać możliwie te, które z racji przygotowania miały większe szanse na świeże pochodzenie (np. jajecznica 😉 ). Przykre to, tym bardziej, że usytuowanie ośrodka jest adekwatne do jago nazwy i choć trzeba się istotnie nieźle wspiąć z centrum by tam się dostać to fakt oglądania Krynicy codziennie z góry jest naprawdę tego wart.
No w to mi graj
Pozostaje więc życzyć Elfowej ekipie (no i tym samym i sobie) by jakaś dobra wróżka postawiła na ich drodze ośrodek, który za porównywalną cenę zaoferuje lepszy standard, spełniając jednocześnie niełatwe z pewnością choćby wymagania dietetyczne sporej grupy rodziców z dziećmi niepełnosprawnymi.
Brak komentarzy »
RSS dla komentarzy do tej pocztówki. TrackBack URL